Forum www.magnaci.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Dz BiP VI. NEW (Brom)

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.magnaci.fora.pl Strona Główna » Regulamin Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Dz BiP VI. NEW (Brom)
Autor Wiadomość
Brom
...
...


Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

Post Dz BiP VI. NEW (Brom)
VI.

- No chyba sobie kpisz, braciszku! - Warknęła Milka przeszywając go wzrokiem. - Od najmłodszych lat, matka zrozumieć Cię nie mogła, a tak się starała, nie biła Cię wcale tak mocno! Więc niby oni, ta cała zgraja zielonych zboczeńców potrafi?!
- Nie no, krzesło wygodne. - Stwierdził poważnie Allan. - Wiesz co siostra, spuść z sandała OK? Znowu coś brałaś nie?
- Widzisz śmieją się z nas. - Powiedziała Milka do siebie błądząc szalonym wzrokiem po okiennicach. - Tak, śmieją się, znowu się śmieją, boś głupia jest! - Odpowiedziała jej druga połówka własnego "Ja". - Morda kapciu stary! - Odkrzyknęła sobie dziewczyna rzucając się w szale złości na krześle.
- Nie proszę pana, to nie jest moja siostra, skąd jest? Nie mam pojęcia, ale wie Pan, często takie jak ta uciekają z klasztoru, czy mógłby ją Pan kupić? Nie proszę Pana, ona nie jest na sprzedaż, tak wiem, wielka szkoda, również życzę miłego dnia. - Widzisz, droga siostro, jaki ja jestem dla Ciebie dobry, nigdy bym Cię nie oddał. - powiedział dumnie Allan. - Choć te kilka groszy by się przydało, może jeszcze go dogonię, hm... - Zamyślił się chłopak.
Milka zamaszystym ruchem poprawiła wzburzone włosy, które w napadzie obłąkania opadły jej na twarz, odchrząknęła znacząco po czym zabrała głos.
- Yy, ten, ale gorąco, cóż za dzień, tyle wrażeń! - Powiedziała lekko zmieszana. - No i pytałam się Ciebie coś!
- Wcale, że nie! - Oburzył się Allan.
- Nie ważne, mógłbyś chociaż odpowiedzieć! Ale nie! Czy Ty zawsze musisz wytrącić mnie z równowagi?! Kogo miałam pytać jak nie siebie, co?!
- Ee?..
- Znaczy się Ciebie! Przecież nie pytałabym siebie, to logiczne, czy ja wyglądam jakbym miała rozdwojenie jaźni? - Powiedziała stanowczo Milka szukając potwierdzenia swych słów u brata, ale i również u tych co jawnie nadstawiali uszu.
Po całej sali przeszedł cichy pomruk, jedni kichali: "Wyglądasz jak cholera", innych zbierało na kaszel: "Wariatka" co niektórych zaczęła swędzić broda: "Sprzedam krowę od zaraz", Głupia Wiedźma" i nagle tak, sufit stał się ogromnie interesującym obiektem dla wszystkich zgromadzonych, którzy to wtopili w nim swe spojrzenie.
- No chyba wy! Prostaki jedne, phi - Milka zadowolona ze swej jakże ciętej riposty poprawiła się na krześle.
- No bo wiesz siostra, matka, a ork to jednak różnica jest i...
- Jak masz kłamać to lepiej nic nie mów! - Fuknęła Milka.
- No dobra, ja tam kiedyś znalazłem, aż 5 różniących się elementów, ale ona chociaż nie biegała po chacie w lateksie.
- Ale z gołym tyłkiem tak... - Wtrąciła się Milka.
- No wiesz co! Starałem się o tym zapomnieć!
- A więc to trauma z dzieciństwa popchnęła Cię w te zielone bagno co? - Wysnuła siostra.
I kiedy umysł Allana, zalała fala traumatycznych obrazów matki z dzieciństwa, Docia z wolna wycierała swe ulubione kufle, większość z nich leżała już jednak roztrzaskanych u jej stóp, ale jak zawsze, będąc na kacu, liczyła się z podjęciem owego ryzyka. Stała tak z nikczemnym uśmieszkiem na ustach, zadowolona z obrotu pewnych spraw. Panujący skwar i bezlitosna duchota wabiła do gospody wszystkich tych, którzy pragnęli ukryć się w błogim cieniu. Gdyby tego było mało, jej znajoma Milka, właśnie toczyła w najlepsze, zażarty spór na tle problemów rodzinnych z swym bratem. Istotnym czynnikiem, który również poprawiał jej humor był Brom, od chwili, gdy zastał tak w bezruchu zaczął doskonale odbierać fale radiowe. Wprawdzie Docia musiała pomęczyć się chwilę lub dwie z ustawieniem kudłatej brody krasia co by uzyskać jak najlepszą jakość dźwięku, ale efekt był w pełni zadowalający.
- Idealny dzień, wprost znakomity. - Pomyślała gospodyni.
Wszystkie te aspekty, kłótnie i skandale jak zawsze potęgowały uzyskane dochody, sama Docia, nigdy nie widziała niczego złego w fakcie, aby zarobić trochę więcej, a czy to na obcych czy znajomych lub rodzinie nie stanowiło dla niej żadnej różnicy.
- Powinnam zamówić telebim, wszak czemu innych ma omijać taka zabawa. - Rozmyślała Docia w rytm trzaskających kufli. - Wiem! - Wykrzyknęła do siebie. - Sprzedam prawa transmisji na lokalną...
Cóż, owe czasy do normalnych z pewnością nie należały, mysz goniła kota, który w obawie o swe życie uciekał w panice do nory, klnąc pod nosem, iż długo takiego stresu nie wytrzyma. Tego popołudnia, Psota wędrowała wolnym krokiem przez rynek w Dion, nawet nie zauważyła jak zdyszany kot przebiegł jej pomiędzy nogami, a zanim rozszalała mysz-oprawca. Nie reagowała na nic, nie zwróciła uwagi nawet na tłum manifestujących i obnażających się przy tym orków, szykujących się do pieczenia pianek na rozpalonym ognisku. Ktoś ją pchnął, inny szturchnął, rzucił pomidorem, zaatakował patelnią, jak się przewróciła to wstała, nieświadoma, iż Brom przeżywa to samo, no może nikt w niego nie rzucał rozmaitymi przedmiotami. Któż to wie, jak daleko by zawędrowała, gdyby nie uderzył w nią pewien bodziec tak niespodziewany i silny, iż mocą swą wyrwał ją z tej otchłani obłędu. Zobaczyła brodę wynurzającą się zza czyichś ramiom, należała do postaci, krzątającej się wzdłuż straganu z warzywami. Twarzy wprawdzie nie widziała, ale nawet jeden pukiel tej brody był dziwnie znajomy, wił się tak, jakby już zaraz miał do niej pomachać.
- To musi być... – Myśl ta niczym pędzel zaczęła nadawać barwę szarości, która spowiła świat Psoty.
Zatrzymała się, zmysły powracały, teraz stała tak wypatrując obranego celu wśród tłumu, okupującego stragany na miejskim runku. Brodata postać zaczęła przeciskać się z wolna przez rój mieszkańców dobijających rozmaitych targów. Psotka ruszyła za nią.
- Brom, Brom! - Zawołała uradowana, zapominając o kłótni, która podzieliła ich kilka godzin wcześniej.
Biegła coraz szybciej, energia powróciła, a z nią myśl uświadamiająca Psocie skąd ją czerpie, kto jest jej akumulatorem, kto ją ładuje! W swej gonitwie nie zwracała uwagi na oburzonych mieszkańców, których nieświadomie usuwała z wyznaczonego szlaku. Jedni lądowali z bólem na marchewkach, inni poznawali wewnętrzną budowę arbuzów, jak można było się spodziewać po tej małej osóbce, zostawiała za sobą jedynie zgliszcza, istny chaos. Brodacz nerwowo przyspieszył kroku, jakby zorientował się, iż ktoś mógł go rozpoznać.
- Czemu on ucieka do cholery? - Pomyślała zdezorientowana Psota.
Jednym skokiem znalazła się na stoisku z owocami, drugim przemierzyła stragan ogrodniczy, rozpędziła się i wyskoczyła wprost na brodatego osobnika owiniętego szarym płaszczem. W ułamku sekundy znaleźli się na uliczce rozłożeni na bruku. Kiedy to Psota zajęta była pozbywaniem się storczyków ze swej twarzy, usłyszała kilka słów, które zbiły ją z tropu.
- No dobra! Masz mnie! Zadowolona? - Sapnął obcy głos.
Psocie, gdy już udało się przejrzeć na oczy, zabrakło słów. Fakt, widziała przed sobą krasnoluda o brodzie łudząco podobnej, jednak, co teraz dostrzegła, daleko jej było do tamtej... Brody Broma. Osobnik rozkraczony na uliczce patrzył na nią z grymasem niezadowolenia, przeszukując płaszcz dłońmi.
- To nie on... - Pomyślała Psota, nie mogąc wydobyć słowa.
- Weź go sobie! - Warknął krasnolud, rzucając w kierunku Psoty połamany ogórkiem, który cichcem ukradł ze straganu. Szybko się otrzepał i czmychnął w jedną z uliczek pomiędzy stoiskami niknąc w tłumie.
Wystarczyła jedna, krótka chwila, aby cała radość, nagromadzona energia, opuściły oniemiałą Psotę, na horyzoncie znów pojawiła się fala szarości. Leżała tak rozłożona na bruku, bez najmniejszej chęci na kolejny ruch. Słyszała tylko brzęk monet rzucanych jej pod nogi przez mieszkańców.
Wszystko zaczęło się od momentu, gdy po burzliwej sprzeczce w gospodzie pożegnała Broma słowem "tchórz". Powiedziała to w złości, wcale tak o nim nie myślała.
- To on, spędza ze mną całe godziny, to on słucha cierpliwie potoku słów, który bez końca wylewa się z mych ust. To on, ma odwagę zostać ze mną, bez żadnego wsparcie w domu, a ja go nazwałam tchórzem... - To właśnie te słowa zabrzmiały w jej głowie, gdy zaledwie zdążyła odmówić krasnoludowi odwagi.
Jednocześnie pojawił się strach wywołany ową myślą. Psota nie należała do osób, które zawsze potrafią pogodzić się z własnymi odczuciami. Byłoby to okazanie skruchy, na którą nie mogła sobie pozwolić, wrażliwość jest dla słabych, powtarzała sobie zawsze, gdy napotykała trudności w swym życiu. Wielkim więc zaskoczeniem było dla niej, gdy poznanie Broma sprawiło, iż kiełkować zaczęły w niej uczucia, których nigdy przedtem nie doświadczyła, to było coś nowego, intrygującego. Jednak lata tułaczki, ogrom królików na utrzymaniu, brak stabilizacji i wiele trudów, którym musiała sprostać, zwinęły jej wrażliwość w mały kłębek i cisnęły w otchłań jej serca.
Właśnie ten fakt sprawił, iż Psota szybko odrzuciła myśl o przeprosinach i ze wszystkich sił postarała skupić swą złość na czymś innym, wybór padł na matkę Broma, o której wspomniał w swych ostatnich słowach. Po wyładowaniu swych frustracji, gdy emocje opadły, musiała wyjść, nie mogła ustać w miejscu. Z każdym kolejnym krokiem, który oddalał ją od karczmy, wyrzuty sumienia zaczęły nieubłaganie uderzać raz za razem w barierę w jej umyśle. Ową barierę Psota stworzyła wiele lat temu, skutecznie powstrzymywała, każde niechciane uczucie, aż w końcu ona sama, stała się tak twarda jak mur, który zbudowała. Jednak Brom wszystko zmienił, wcześniej nikomu nie udało się nawet ukruszyć tej zapory, a on, od samego początku sukcesywnie się przez nią przebijał. Wędrując przez rynek, Psota zatraciła się w panicznym łataniu kolejnego rozdarcia w swej barierze, jednak tym razem czuła, iż szkody są zbyt wielkie. Wtenczas Psotka ujrzała wspomnianą brodę, nastała cisza, błogi spokój, aby po chwili w jej umyśle, stratowany przez szaleńczą radość eksplodował mur, dając upust jej emocjom, od tak dawna.
Jednak nadzieja okazała się zgubna, broda fałszywa, cegła za cegłą znów formowały zaporę, aby już więcej tego błędu nie popełnić…
- Oj dobra, skończ biadolić! A nie mi tu o pękających barierach pod stołem marudzisz, bariera to może dziewicy pęknąć, a spójrz na siebie. Że niby Cię tam na dole nie słychać ? Gadasz sama do siebie jak nawalona rumem orczyca w trakcie okresu. - Słowa te, niczym wiertło skierowane w jej uszy przywróciły ją do stanu trzeźwości umysłu.
Psota otworzyła oczy, leżała pod straganem, ile czasu? Tego nie wiedziała, wpatrywała się obojętnie jak przez szpary w stoisku przebijają się strumienie świtała, w których tańczyły zagubione pyłki kurzu.
- Halo!? Zdechłaś czy żyjesz jeszcze? No już, wyłaź stamtąd! Bo tylko nogi Ci wystają i ciągle ktoś się potyka... - marudził poirytowany sprzedawca, patrząc jak spod lady niezdarnie wynurza się mała osóbka. - Dobra! a teraz kupisz pomidora czy nie?! – zaatakował ją nagle.
- Ey... to ja te dwa dużo poproszę - oznajmiła rozkojarzona.
Nie w pełni świadoma dokonanego zakupu, dziewczyna odstąpiła krokiem od stoiska i wnet wpadła na pewną postać.
- Uważaj jak łazisz! - Warknął Allan. - A to Ty... - Mruknął, gdy na jego skroni pojawiła się kropla potu. - To ten, bo wiesz, wtedy u Marci, to nie moja wina była, no dobra może moja, ale niechcący ten korek... Cię zatkał... - Wypowiadał słowo za słowem czując jak strach wpełza mu w nogawki. - No, ale nie będę Cię zatrzymywał, bywaj!. - Allan odwrócił się na pięcie i czym prędzej starał się oddalić z potencjalnego miejsca zagrożenia.
Głęboko pogrążona w swych myślach Psota nie wypowiedziała ani słowa, odprowadziło go tylko nieobecnym wzrokiem, gdy ten odchodził. Toczyła walkę na skraju swego umysłu, na granicy szaleństwa i obłąkania, jednakże słuchu nie straciła...
- ...Porąbana jak ten jej krasnal... Co z tego, że pisało "Nie dotykać!", stację chciałem zmienić, głupia broda, głupia karczma... - to ostatnie słowa Allana, które dobiegły Psotkę, gdy ten masując nadgarstek, żwawym krokiem opuszczał rynek, użalając się nad sobą.
- Głupi krasnal, broda, karczma... Jest u Doci! - Myśl ową porównać by można do zapalającej się żarówki, jednak ta spaliła się wnet pod napływem ogromu ekscytacji.
Tego popołudnia Docia w swej spelunie właśnie kończyła ustawiać na ladzie wytarte kufle, otarła pot z czoła, wzięła głęboki oddech i z zadowoleniem spojrzała na efekt swojej pracy. Wtenczas ktoś z hukiem rozwarł wrota karczmy, a panujący wewnątrz mrok pożarło światło.
- Drzwi! - warknęła gospodyni. - Nie no jaja jakieś! Miało być show, skandale i siarczyste policzki, a tu mi dwupasmówkę z mojej knajpy sobie robią – narzekała. – Ech, coś mnie ta prawa ręka swędzi, hm.. Może jak kuflem sobie w kogoś rzucę to mi przejdzie - jak pomyślała tak zrobiła ciskając szklanym naczyniem przed siebie.
- Brom?! Już prościej świnię w lesie wytropić niż Ciebie znaleźć! - wykrzyczała Psota wbiegając do środka. - O jak ładnie migocze! - impet wynikający z uderzenia kuflem powalił ją na plecy. - Nie, nie, to tylko regularne zaparcia - mamrotała na ziemi.
- Cholera to Psota. Zresztą mam wrażenie, że tu ciągle się coś powtarza, wchodzą, wołają się, zawsze kogoś brakuje, robią dym i znikają. Mój sylikon może dłużej tego nie wytrzymać. - jęknęła. - A Brom stoi obok Ciebie, jeśli się nie mylę to teraz nadaje pogodę... A patrz nie ma dziada, no tak historia, a zwłaszcza wasza lubi się powtarzać.
- No to gdzie on jest? - masując czoło Psotka powoli podnosiła się na nogi.
- A bo ja wiem, może odkrył, że ma talent do odbierania sygnałów satelitarnych i uciekł do konkurencji w Gludio! Patrz to szuja!
- Ale jakie sygnały, jaki odbiornik? I przede wszystkim Brom i talent? - wpatrzona w Docie Psota wyczekiwała na odpowiedź.
- No i co te ślepia tak wytrzeszczasz? Widać wszystko Cię ominęło. Chociaż możesz mieć rację powiem Ci, zastanawiam się teraz czy w tym jego czerpie mógł wytworzyć się pomysł o przejściu do konkurencji, wydaje mi się, że jego neurony ledwo zdolne są do poruszania gałkami ocznymi, a tutaj złożona myśl, plan działania, no nie wiem... - zamyślona spojrzała w okiennice. - Wiem! Porwali go!
- Nie no proszę Cię Broma? Do czego on komu? Już prędzej bym uwierzyła, że na pasiece mleko zaczną sprzedawać…
- To co oni tam robią? …Ale mniejsza z tym, spójrz na to racjonalnie, od kilku godzin Brom nawet palcem nie kiwnął, klnę się na swój sztuczny biust, że miałam go cały czas na oku!
- Chcesz powiedzieć, że stał tu jak drąg na środku sali? – zapytała zdziwiona Psota.
- Ano tak jak mówisz, wpadł, zapytał o Ciebie i zastygł jak ten wapniak, a nawet obraz w HD zaczął odtwarzać, więc sama widzisz całkiem wartościowy obiekt.
- Może i masz rację… - Psota pocierając dłonie kontynuowała. – Tak czy owak, z tego co pamiętam ktoś musi w domu gary pozmywać, a grafik na lodówce ewidentnie wskazuje na tego cwanego krasnala! Zatem nie ma czasu do stracenia, wyruszamy na poszukiwania! Bo sam to on się na pewno nie znajdzie. Zaczniemy od przeszukania mojego domu, kto wie może natrafimy na jakąś poszlakę.
-Ah! Już czuje smak tej ponętnej przygody! – pod przypływem ekscytacji Docia energicznie podskoczyła. – Zabieramy ze sobą Milkę i idziemy, bo jak widzisz ktoś dziewczynie odłączył łącze z dopływem rzeczywistości i zaczyna lizać się ze ścianą przez co tynk mi odpada.
Zanim jeszcze Psota wtargnęła do karczmy Allan nie wytrzymawszy konfrontacji z własnymi wspomnieniami z dziecięcych lat wybiegł z budynku zalany łzami. Chcąc zrobić wszystkim na złość usiłował zmienić stację dotykając brody Broma, co jednak przyniosło inne, bolesne skutki. Widząc to Milka tylko wzruszyła ramionami „Cóż za wrażliwy chłopak” pomyślała, „Widać miłość matki go przerosła”. Rozsiadła się wygodnie na krześle, rozłożyła nogi na stole i zamówiła trzy duże kufle piwa „Czas się trochę rozerwać i odpocząć”. Gdy po zamówionych trunkach pozostały już tylko puste naczynia dziewczyna niezgrabnie przetarła rękawem usta. Leniwie pokręciła głową i spojrzała w kierunku muru, przy której stał jej stolik
- No i co tak stoisz? - rzekło do ściany… - Ja Dzi soś powiem - gestykulując placem wskazującym Milka wyraźnie podkreślała powagę sytuacji. - Przychodzi krasnal do lekarza i…
- Wybacz, że przerywam Ci ten fascynujący monolog moja droga, ale jest pilna sprawa, czas nagli i musimy ruszać. – to słowa Doci, która bez zastanowienia chwyciła Milkę za dłoń i pociągnęła za sobą.
- Czekaj, czekaj, teraz miało być najlepsze! – mimo chwilowego sprzeciwu obecny stan dziewczyny nie pozwolił jej na stawienie większego oporu.
W miasteczku Dion istniało wiele rozmaitych skrótów, jednym z nich była wąska ścieżka, która wiodła przez las wprost do chaty Broma i Psoty.
- Czy jej obecność tutaj była naprawdę konieczna? – poirytowana Psotka przewracała oczami.
- No wiesz, były dwie opcje – odpowiedziała jej Docia. – Albo bierzemy ją ze sobą i się z nią męczymy, albo pozostawiamy ją jako główną atrakcję podczas masowej orgii w mojej karczmie. Ja może i bym chciała być wtedy na jej miejscu… Ale na tyle co ją znam to raczej będzie nam wdzięczna, że mogła wyruszyć z nami na te poszukiwania.
- Dobra niech będzie, ale jakbyś mogła powiedz jej, żeby…
- Mów do mnie, mów! – wykrzykiwała Milka ze łzami w oczach kurczowo uczepiona brzozy.
- Żeby właśnie tego nie robiła… - dokończyła Psota.
Gdy zawieszone na nieboskłonie słońce niemalże chowało się za horyzontem nasze bohaterki dotarły do obranego przez siebie celu. Jak się okazało drzwi wejściowe do budynku były uchylone, fakt ten wzbudził lekki niepokój u Psoty…
- Co za nieogarnięty kloc z tego Brodacza! – z tymi słowami na ustach energicznie otworzyła wrota chaty i wtargnęła do środka. – A jakby tak ktoś ukradł Bobby’ego! Mojego małego, słitaśnego królicka! – pisnęła pod nosem.
- Mówiłaś tam coś? – zawołała Docia, która zdecydowała się przeszukać łazienkę.
- Powiedzmy, że nie, jak sytuacja?
- Szczerze to bieda, chociaż jeśli to ma znaczenie to papier toaletowy wam się kończy.
- Nie ma… - rzekła z grymasem Psota. – W ogóle co robi Milka?
- Mówiła, że idzie pościerać kurzę w piwnicy, jest dorosła, wie co robi.
- Zawsze coś, no dobra, co my tu mamy – wolnym krokiem przemierzała salon. – Dziwne, z tego co pamiętam to nawet świnie mogłaby pozazdrości nam chlewu jaki tu panował, a teraz jest tu jakoś dziwnie czystko, tak jakby ktoś chciał coś ukryć…
Docia po skończeniu z łazienką zabrała się za kuchnię, jednak smażenie jajecznicy miało mało wspólnego z pierwotnym celem jakim było poszukiwanie poszlak mogących doprowadzić je do Broma. Milkę widocznie całkowicie pochłonął szał sprzątania w piwniczce ,gdyż od chwili, gdy w niej zanurkowała nie dawała żadnych znaków życia. Zrezygnowana Psota po przeszukaniu salonu, skierowała się do sypialni. „Nawet łóżku zasłane” pomyślała nie kryjąc zdziwienia. Zajrzała do szuflad, otworzyła szafki jednak nic przydatnego nie znalazła.
- Jak ja mam go niby odszukać, jeśli nie mogę nawet natrafić na jakąkolwiek wskazówkę – pytała siebie w zamyśleniu. – Chyba, że… Cały ten czas staram się znaleźć coś co wskaże mi drogę, a jakby tak skupić się właśnie na tym czego nie ma! - Podekscytowana Psota zbliżyła się do łóżka, przykucnęła przed nim i zajrzała pod jego spód. – Ha! Nic tu nie ma! – wykrzyknęła triumfatorsko.
- I tak Cię to cieszy, że niczego nie znalazłaś? – Docia, która pojawiła się w drzwiach zamrugała kilka razy sygnalizując swoje niezrozumienie.
- Dokładnie! Odkąd tylko pamiętam Brom zawsze chował pod naszym łożem swój ulubiony kilof, a teraz go nie ma. Tylko co to może znaczyć, po co miałby go ze sob ą zabierać?
- A bo ja wiem, pola raczej nim orać nie będzie.
- Wiedziałam, że Twoja obecność tutaj okaże się nieoceniona, wiesz?
- Oj przestań, później będziesz mi dziękować – machnęła ręką. -Zresztą patrz co leżało na komodzie w przedpokoju! Mam tutaj świeżo zamoczone w atramencie pióro i kilka pozgniatanych kartek. Trochę to dziwne bo na każdej kartce jest zapisane imię, co ciekawsze wszystkie zaczynają się na literę „E”, wiesz, Edmund, Edgar, Edwin, Ernest, Eryk…
- Dobra załapałam! – odparowała Psota.
- …Eustachy, Eugeniusz…
- Halo!?
- A no tak, wybacz, poniosła mnie chwila.
- Fascynujące. A co do tych kartek, są tam tylko imiona? Żadnych wiadomości, nic z czego mogłybyśmy coś wywnioskować?
- Sama zobacz.
Psotka zaintrygowana pomiętymi kartkami papieru dokładnie się im przyjrzała, faktycznie znajdowały się na nich tylko męskie imiona zaczynające się na literę „E” i ani jednego słowa więcej.
- Dziwne… I tylko to było na komodzie?
- No dokładnie, pióro i kartki. Zresztą nic tu po nas, wygląda na to, że musimy znaleźć jakiś inny punkt odniesienia. Teraz pewnie lepiej zajrzeć do Milki, po tym wszystkim co wypiła pewnie straciła już przytomność i leży sponiewierana między beczkami, ah ta to potrafi się bawić – klasnęła w dłonie z zadowolenia.
- Racja i nie bądź taka pewna, bo Milka już na pewno coś znalazła i zaraz nam tu pomoże.
W poszukiwaniu odpowiedzi na temat świeżo nabytej poszlaki Docia z Psotką postanowiły udać się do piwniczki licząc, że przebywająca w niej ich kompanka rzuci na sprawę trochę światła.
- A nie mówiłam.. – Docia spojrzała na Milkę chyląc głowę. – Pomóc to trzeba, ale jej wstać, moja droga…
- Czekaj, czekaj – Psota zaintrygowana zbliżyła się do towarzyszki. – Nie tylko Ty maiłaś rację co do Milki, spójrz, chyba udało się jej coś znaleźć – po czym wyciągnęła z jej dłoni zapisaną kartkę papieru.
- Może komuś udało się wymyślić więcej imion na literę E.. – dodała Docia.
- No bo snalslam – wymamrotała Milka po czym głośno czknęła. – Leślo koło tej śiury w ścianie, za tym obrazem, to mówię no co, to wezmę nie? I w ogóle czytaam, sztarszne rzeczy, ale nic nie pamiętam..
- Dobra robota, możesz się kimnąć koło tej beczki jeszcze na kilka minut – pogłaskała ją po ramieniu barmanka. – No i mów co tam jest napisane! – zwróciła się do Psoty, która pogrążona w myślach nie zdawała sobie nawet sprawy, iż palcami wolnej dłoni udawała króliczka, jakby chciała rzucić nią cień na ścianę.
- Robi się ciekawie, sama zobacz: „Edward słuchaj, wiem, że nie będziesz zadowolonym, ale powołując się na dług wdzięczności jaki u mnie masz, pozwoliłem sobie pożyczyć od Ciebie z warsztatu dłuto…Nie martw się, gdy tylko wrócę od Trójki zaraz Ci je oddam” podpisano: „Brom” – Psota spojrzała znad kartki na koleżankę.
- No i co o tym…
- Kim do cholery jest ta Trójka?! – To Milka poruszyła się między beczułkami.
- Dokładnie – przytaknęła Psota.
- Mnie by bardziej te długo interesowało… - rzuciła Docia.
- Ta, domyślam się. Bynajmniej wiemy, że Brom w coś się wplątał…
- A nie dziwi Cię ta dziura w ścianie, która właściwie wygląda jak tunel?
- Przestań – machnęła zbywająco dłonią Psota. – Brom myślał, że nie mam pojęcia o jego tym „tajnym” tunelu przez, który wymykał się nocami na grzany browar.
- A to takie buty, zresztą znając Ciebie – Docia rzekła do Psoty rozbawiona. – Korzystałaś z niego więcej niż ten Twój cwany krasnal.
- Ja? No skądże znowu… Bynajmniej mam dla Ciebie robotę, która zapewne Ci się spodoba.
- Ty to wiesz jak mnie zainteresować!
- Em, no może nie spodoba Ci się, aż tak jakbyś chciała... Ale i tak powinno Ci to przypaść do gustu. Ten Edward to pewna łachudra, z którą Brom, kiedyś pracował w kopalni, rozpijaczony gnom, zapewne do dzisiaj grają w karty po spelunach jak ja jestem na swoim fitnessie, bynajmniej, z tego co się orientuje każdego dnia spokojnie maszeruje sobie do swojego warsztatu uliczką, przy której przypadkowo mieści się Twoja karczma. Potrzebujemy informacji, musimy dowiedzieć się kim jest Trójka i jaki ma to związek z Bromem, wiesz co robić…
- Ależ oczywiście – Docia chytrze przetarła dłonie.
- Doskonale, a teraz, zbierzmy z podłogi Milkę i wracajmy.
Był to dzień ponury i mglisty, gęste chmury zawisły na niebie i zwiastowały rychłą ulewę. Nawet taka pogoda nie powstrzymywała gnoma Edwarda, aby wynurzyć się ze swej nory i ruszyć przez Dion w kierunku swojego warsztatu. Odkąd zakończył swoją karierę w kopalni, po tym jak zalany w pień niefortunnie strącił drewnianą podporę w szybie kopalniany ścigając się na wózkach szynowych postanowił zająć się obróbką drewna. Stawiał z wolna krok za krokiem pogwizdując pod nosem. Przechodząc obok jednej z tych niemożliwie wąskich uliczek znajdujących się miedzy budynkami usłyszał jakiś szelest.
- Co do.. - urwał w połowie zdania.
I tak oto nikt na ulicy nie zauważył zniknięcia małej postaci, która przestała gwizdać wciągnięta w mrok uliczki przez parę umięśnionych dłoni. A na górze iskrzył się tylko drażniony przez padający już deszcz neonowy szyld „Gospoda u Doci”.
Edward zaczął odzyskiwać przytomność, siedział na krześle, w ciemności usłyszał pewien szepczący głos.
- Dobrze się spisałeś Mordeczko, w wolnej chwili ciocia Docia wpadnie tam do Ciebie na zaplecze, rozliczmy się, wiesz o co chodzi. Ty patrz, chyba się budzi, a ja chyba powinnam być cicho teraz co nie?.. Wyłaź i zamykaj drzwi za sobą.
- Chyba coś Ci nie wychodzi ta Twoja rola – wypowiedział zachrypniętym głosem jak zwykle mówiący zanim pomyśli Edward.
Zapadła cisza, aż nagle mrok rozerwało światło zapalonej lampki skierowanej wprost w twarz uprowadzonego.
- A więc gnomie – rzekł głos Doci, która zdradziła się już na samym początku.
- Nazywam się Edward.
- Gnomie Edwardzie – powiedziała barmanka-porywaczka stukając paznokciami o blat stołu, przy którym siedziała.
- Właściwie to wystarczyłoby samo Edward.
- Oj zamknij mordę zielony glucie i odpowiadaj na pytania! – walnęła pięścią w stół. – Em… Nie za ostro? – zapytała. - Bo wiesz co, czytałam poradnik o uprowadzeniach dla początkujących i tam było kilka porad..
- Przeżyje jakoś – odezwał się wyraźnie zdezorientowany gnom.
- Tak sądzisz? – Spojrzała na niego poważnie. – Ty mi tu tutaj, wiesz, no, bohatera nie rób z siebie! Gadaj co wiesz!
- O obróbce drewna? – wydyszał.
- Nie Ty skrzacie o..
- Ekhm, gnomie..
- Zabić Cię nie zabije, ale możemy zrobić Ci zaraz darmowy test na wytrzymałość bólu, ja tam lubię więc polecam. – Mów, gdzie jest Brom!
- A niby skąd ja mam to powiedzieć?! Ostatni raz widziałem go pod „Wypatroszoną Świnią”, gdzie przegrałem z nim w karty korale mojej Elki, właściwie dostała je w posagu od ojca…
- Oj to nie będzie zadowolony jak się dowie nieprawdaż? Zwłaszcza, że słyszałam, że wy gnomy macie dosyć ognisty temperament – rzekła zadowolona z siebie gospodyni.
- Ale ja naprawdę nic nie wiem! – wykrzyczał zdesperowany.
- Tak, a co to niby jest? – Docia podrzuciła mu zapisaną kartkę znalezioną przez Milkę w piwnicy u Psoty.
Edward niepewnie wziął w swe dłonie notatkę po czym ją przeczytał. Gdy skończył na jego czole wykwitła wielka pulsująca żyła.
- To zapchlony brodacz! Nie dość, że korale to jeszcze po dłuto swoje łapska wyciągnął.
- Wielkie halo o jakieś dłuto robisz..
- To po tatusiu było, pamiątka taka – pociągnął nosem.
- Nie no miałam mieć akcje życia, a Ty nic nie wiesz. Dobra robimy taki układ ja nie wyrwę Ci paznokci jak mi powiesz kim jest Trójka, o której wspomniał Brom.
- A miałaś taki zamiar? – przełknął głośno ślinę.
- A co Ty myślisz, że na darmo ten poradnik przeczytałam? Heloł miał, aż 20 stron, no dobra licząc z obrazkami, ale mimo wszystko.
- Trójka, Trójka – myślał gorączkowo. – To Wiem!
- No to dajesz, czekam…
- To był numer Korneckiego, kiedy jeszcze pracowaliśmy w kopalni. Brom miał Jedynkę, ja byłem Dwójką, a Kornecki to Trójka.
- Kornecki, Ty wiesz, że nie znam, to chyba nie jedna z tych mend co odwiedzają moją knajpę wieczorami. Gdzie go znajdę? – zapytała wprost.
- Jest stróżem kopalni na północ za murami miasta, to jedyne co udało mu się znaleźć po redukcji etatów górniczych.
- To takie życiowe…
- Tak jak stos pustych butelek za jego pryczą.
- Rozumiem, rozumiem – Docia zgasiła światło lampy jednym pstryknięciem.
- Ej, co jest? – zapytał niepewnie Edward.
- Dzięki za wizytę, opuszczasz lokal.
- Uff – gnom otarł z czoła pot. – Gdzie znajdę wyjście?
- Oj nie kłopocz się, sami Cię wyniosą, najprawdopodobniej tylnym wyjściem, to nieokrzesane chłopaki czasami, ale co poradzisz.
Po powrocie za bar Docia opowiedziała Psocie oraz Milce, która swoją drogą popijając z kufla ciepłe mleko z miodem leczyła kaca o tym czego dowiedziała się od gnoma.
- Poradziłaś sobie znakomicie, szczerze to trochę w Ciebie wątpiłam, wiesz, że nic się nie dowiesz albo co gorsza zdradzisz swoją tożsamość – skomentowała Milka.
- No co Ty, jestem profesjonalistką…
- W końcu coś wiemy – zabrała głos Psota. – Jednak nie ma czasy do stracenia, już dzisiaj musimy wyruszyć do tego Korneckiego .
- Dobra myśl, niech Docia ściągnie tu jednego ze swoich karków, co by stanął za nią za ladę.
- eh, szkoda, że za ladę tylko... – westchnęła barmanka.
- Czy możesz się skupić choć na chwilę? – sapnęła Milka poirytowana bardziej bólem głowy niżeli zachowaniem Doci. – A ja w tym czasie skoczę z Psotą do stojani osiodłać konia, będziemy na Ciebie czekać.
- Dobra, dobra, pozdrówcie stajennego!
- Nie omieszkamy tego zrobić – tym razem wtrąciła się Psotka. – Mimo wszystko mam wrażenie, że o czymś zapominam, o czymś co zbliża się wielkimi krokami, tylko cholera nie mam pojęcia o czym..
- Wiesz, to może okres – szturchnęła ją zza lady Docia.
- To my już jednak pójdziemy dobra.
Organizacja przebiegła całkiem sprawnie, pomijając mały epizod Doci, która przybyła na ustalone miejsce spotkania przy stajni z trzema walizkami ubrań i jedną z zapasową bielizną. Oburzona protestem Milki, która stwierdziła, że jej koń nie sprosta temu wyzwaniu przy czym i tak nie ma pojęcia jak pojadą na nim we trójkę, Docia musiała odstawić swój bagaż. Po niecałej godzinie drogi dotarły pod chatę stróża.
- Ty, i kto będzie pukał? – szepnęła Docia.
- Sama się puknij – zripostowała Milka.
- Uwierz to byłby zły pomysł – Psota obrzuciła spojrzeniem stojącą przed nimi chatkę. – W oknie widać światło bijące od świec, czyli chociaż go zastałyśmy, tylko jak wyciągnąć teraz od niego informacje, których potrzebujemy…
- A może tak hipnoza! – zaproponowała Docia.
- Genialny pomysł, wiesz – warknęła Milka. - No już teraz biegnij do Giran po kogoś z Akademii, kto od tak przywlecze tu swój tyłek, żeby pomóc hipnotyzować jakiegoś starego stróża.
- Jaka Akademia, dziewczyno, sama go zahipnotyzuje i to tak, że w kilka minut wszystko mi wyśpiewa.
- Ty? – równocześnie odezwały się Milka z Psotą.
- Ale że co? Stoicie przed mistrzynią sugestii! Dobra przesunąć się, wchodzę.
- A niech robi co chce – Psota usiadła na ziemi. - W końcu to Docia…
Barmanka bez pukania chwyciła za klamkę od drzwi, otworzyła je i zniknęła w chacie strażnika. W tym czasie Psota usadowiona na ziemi wciąż zastanawiała się o czym to mogła zapomnieć, a Milka natomiast postanowiła nakarmić swojego rumaka, po kilku minutach jednak przerwała i zwróciła się do Psoty.
- Czy tylko mi się wydaje, że słyszę jakiś chichot dobiegający z tej chaty? – jednak Psotka była zbyt zajęta swoimi myślami, aby usłyszeć jej pytanie.
Po niecałych piętnastu minutach drzwi od kwatery strażnika otworzyły się, następnie wyłoniła się zza nich zadowolona z siebie Docia.
- No i? – Psota poderwała się z miejsca.
- Przestań, masakra jakaś. Ten cały Kornecki całkowicie stroni od alkoholu! Zbył mnie ręką jak go chciałam przekabacić zniżkę na najlepszy trunek w mojej karczmie, mówi, że mu siada nera i koniec. Te wszystkie puste butelki to tylko po to, żeby nie był pośmiewiskiem całkiem kopalni, czujesz jaki pozorant. Mimo to dałam radę tak więc dowiedziałam się, że…
- Czekaj, bo ramiączko Ci spadło – zauważyła trafnie Milka.
- Wątpię, żeby to był przypadek… Ja tam nie chce wnikać w jej sposoby obrazowania swoich sugestii więc niech mówi co wie i ruszamy dalej – skwitowała Psotka.
- Trójka czyli ten cały Kornecki był ugadany z Bromem, okazało się, że nasz brodacz wpadł dzisiaj do niego i poprosił o to, aby ten robiąc obchód otworzył wrota kopalni. Nie wyjaśnił dokładnie swoich zamiarów, obiecał tylko, iż nie sprawi mu kłopotów, a zaraz po niechętnej zgodzie stróża wyleciał pędem z jego chaty.
- Ciekawe czym ten kraś go przekupił… - pomyślała Psota.
- Zapewne dowiemy się w niedługiej przyszłości – pocieszyła ją Milka. - Dowiedziałaś się czy był już ten obchód, na którym kopalnia miała zostać otworzona? – zapytała Docie.
- Dwie czy tam trzy godziny temu.
- Zatem wiemy, gdzie musimy się teraz udać, zbierajcie się! – zarządziła Psotka.
Słowa stróża okazały się prawdą, łańcuch, który w dni wolne od pracy zwykle okalał wrota kopalni leżał teraz u ich podnóży. Kompania z Dion ostrożnie wkroczyła do środka.
- Ty, ale ciemno nie?
- A czego Ty się Docia spodziewałaś w kopalni? Okien z firankami? – odpowiedziała jej Milka.
- Ej, cicho, słyszycie trzask ognia? – wyszeptała Psota.
- I ten zapach, jakby coś się piekło… - dołączyła Docia.
- Chyba przypalało – dodała Milka.
- Tam dalej droga chyba skręca w prawo, na ścianach widać migoczący blask, zapewne bije od ogniska, najlepiej to sprawdźmy – zaproponowała Psota. – Docia czekaj na resztę!
- A tam gadasz, już nie mogę wytrzymać z ciekawości!
Chwilę zajęło zanim dogoniły zniecierpliwioną barmankę, która stała teraz znieruchomiała wpatrując się przed siebie.
- No i na co tak patrzy… - nie dokończyła Milka.
Tylko Psocie jakoś słowa przeszły przez gardło.
- Brom, czy możesz mi powiedzieć czemu wisisz przywiązany do jakiegoś kija nad ogniskiem jak świnia na różnie otoczony całą zgrają tych zielonych małp zwanych potocznie orkami? Swoją drogą dziwnie coś dziwnie na nas patrzą...
- Wiesz, dyplomatki to z Ciebie nie będzie… Ej Ty, możesz mną teraz nie kręcić kiedy rozmawiam? – warknął do wielkiego orka najwidoczniej zajmującego pozycję kucharza w grupie. – Dziękuje. Więc jak wiesz dzisiaj jest nasza rocznica, najlepszego…
-Cholera, to o tym nie mogłam sobie przypomnieć – mruknęła pod nosem.
- Co mówisz?
- Kichałam, wybacz.
- I wpadłem na pomysł, że wyrzeźbię Ci prezent z kryształu jaki tu mają!
- To by się zgadzało, kilof, a potem dłuto – reasumowała Milka.
- Może lepiej się nie odzywajmy – zwróciła się do niej Docia. – Poudajemy, że nas nie ma to może zgarną tylko tą dwójkę…
- Wszystko szło dobrze dopóki tą zgraje zielonych bydlaków, która wcześniej manifestowała na runku nie przepędziła straż miejska. Później, gdy wędrowali za murami miasta musieli zauważyć, że kopalnia jest otwarta, pewnie z pianek chcieli przerzucić się na szczury. A jak już mnie znaleźli to stwierdzili, że jeden upieczony krasnal pomoże im w negocjacjach z magistratem, ot sposób myślenia orków…
- Dobra Psota ogarnij, mają tylko Broma i tak się pewnie wszyscy nim zatrują więc problem sam się rozwiąże – zaczęła wnioskować Docia. – Jak wyjdziemy teraz to jeszcze zdążymy na wieczorek hazardowy u mojej znajomej kleptomanki!
- Poczekajcie – ponownie podjął konwersację Brom. – Szkoda, żeby się prezent zmarnował!
- A właściwie co to jest? – zapytała zaintrygowana Psota.
- Króliczka z kryształu Ci zrobiłem! Tylko ma go, no, ten tam na końcu, ta, ten największy z tym jeszcze większym od niego toporem… Ale raz widziałem jak podrzucał tym króliczkiem, mało brakowało, aby mu spadł i roztrzaskał się o ziemię!
- Co za świństwo, króliczek żywy czy sztuczny powinien być odpowiednio traktowany, z troską i czułością! No to teraz pogadamy inaczej, słyszycie mnie!?
- Ty wiesz w ogóle co Ty robisz – nachyliła się do niej barmanka
- Nie mam pojęcia.. – odpowiedziała jej. – Ale Milka szepnęła mi przed chwilą, że ktoś zaryglował za nami wrota kopalni, więc wiesz, i tak mamy przekichane...
- A mogłam być dzisiaj na zapleczu… - westchnęła Docia.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brom dnia Czw 12:19, 16 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy
Nie 0:07, 07 Kwi 2013 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.magnaci.fora.pl Strona Główna » Regulamin Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin