Forum www.magnaci.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Dz BiP II. (Brom)

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.magnaci.fora.pl Strona Główna » Regulamin Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Dz BiP II. (Brom)
Autor Wiadomość
Brom
...
...


Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

Post Dz BiP II. (Brom)
II.

6 miesięcy później...

Był już wieczór, mrok pokrył całą okolice, wszędzie dało się słyszeć szelest drzew które wraz z nadejściem jesieni zaczynały tracić swoje złotawe liście. W jednej z dzielnic Dion po drodze szła wolnym krokiem pewna postać. Okryta była słabym blaskiem latarni, które były jedynym źródłem światła w tym ponurym miejscu. Był to Brom, który wyszedł z domu aby ochłonąć po małżeńskiej awanturze, kolejnej zresztą. Jego głowa była pełna myśli i obrazów, które mimo jego woli odtwarzały całą kłótnie raz po raz.
- Dosyć!... Ja się pytam co zrobiłeś z komornym!? opłacone?! - Wykrzyknęła Psota po czym z jej prawej ręki wystrzelił wałek do ciasta... - To tylko mała część tego co się tam działo.
Nagle na myśl o jednej z wielu sytuacji tego wieczoru krasnolud zaśmiał się.
- Tak, naprawdę miałem szczęście. - Powiedział zadowolony z siebie. Rzeczą, która tak nieoczekiwanie poprawiła mu humor było wspomnienie doskonałego uniku przed wałkiem, którym cisnęła w niego żona. Zawdzięczał to wieloletniej pracy, gdzie jako młody kowal przyprawiał konie o podkowy. Wydawało by się, że jedno z drugim wspólnego ma niewiele, lecz nic bardziej mylnego. Podstawową umiejętnością tego rzemiosła była zdolność do wykonywania błyskawicznych uników, w sytuacjach gdy obsługiwany czteronożny klient miał swoje "ale", które wyrażał mocnym kopniakiem. I to właśnie dzięki temu zdołał uniknąć miażdżącego ciosu od walka skierowanego w jego stronę. W pewnej chwili Brom zatrzymał się, zrezygnowany oparł się o drewniany płot, który dostrzegł obok siebie i zaczął intensywnie myśleć.
- Co ja sobie w ogóle myślałem, mogłem nie podnosić głosu. - Powoli dobierały się do niego wyrzuty sumienia. - A gdzie tam! Co ona sobie myślała, to w cale nie był wystarczający powód żeby próbować uciszyć mnie patelnia. - Zmiana toku myślenia pozwoliła zastanowić się mu nad innymi rzeczami. Powrót do domu wykluczył na samym początku, na pewno nie tak szybko. Dzisiejszą noc musiał spędzić poza domem. Myślał tylko gdzie. Do głowy przyszły mu dwie możliwości, bar Doci, albo dom swojego przyjaciela Nemtehe, którego żona, Marcia irytowała go prawie tak samo jak obecnie jego własna. Znowu zapewne zaczęłaby się czepiać jego "okropnie przystrzyżonej brody".
- Bar Doci, hm... - Pomyślał ponownie. - Oszalałeś! Chyba nie jest z Tobą aż tak źle. - Ostrzegł się w duchu. U Doci na pewno nie czekałaby go spokojna noc. Przepełniony uczuciem beznadziejności spojrzał przed siebie. Widok tego co zobaczył po drugiej stronie drogi wyrwał go wnet z rozmysłu nad swoimi problemami. Tym co ujrzał kilkanaście metrów przed sobą były dwa gobliny, średniego wzrostu o strasznie wyzywającym stroju. Oboje wpatrywali się w niego maślanym wzorkiem, ochoczo się przy tym śliniąc. Nagle jeden z nich zagwizdał w stronę krasia, po czym w raz z drugim goblinem zanieśli się śmiechem. Do zdezorientowanego Broma dopiero po chwili doszło, że już dobre 15 minut stoi pod uliczna latarnią. Skarcił się w duchu za swoja bezmyślność po czym energicznie ruszył przed siebie, woląc nie kusić losu. Gdy oddalił się już na bezpieczną odległość od dwóch podejrzanych osobników znów mógł się skupić nad tym co zrobi dalej.
- Idę do Nemta, nie ma co tyle myśleć. Może będę miał trochę szczęście i Marcia będzie spała. - Powiedział sobie pod nosem, po czym z nowym zapałem ruszył dalej.
Gdy Brom dotarł już na miejsce, gdzie znajdowała się dosyć przestronna chata z dachem wyłożonym czerwonymi dachówkami, przekroczył drewnianą furtkę i ruszył żwawym krokiem przez ścieżkę z kamiennych bloków w stronę drzwi, kiedy to usłyszał dziwny jęk. Zdezorientowany przystanął na moment, żeby nasłuchiwać, ale po chwili stwierdził że jednak musiało mu się przesłyszeć. Stał już pod drzwiami, lecz zanim zapukał postanowił zajrzeć w okno, które było lekko odsłonięte. W panującym mroku nie mógł dostrzec żadnych szczegółów, ale jednego był pewien tam w środku tliło się słabe światło. Czyli nie śpią, ucieszył się w duchu Brom, i już podnosił zaciśniętą dłoń aby zapukać, gdy znów usłyszał podejrzany jęk. Kraś wzdrygnął się i odsunął rękę od drzwi, kiedy nagle ponownie rozległ się ów specyficzny dźwięk tyle, ze tym razem nie był to już tylko cichy jęk. Zmieniło się to w głośne pojękiwanie na zmianę w wyższych i niższych tonacjach.
- Ahh..oooh, Nemt naprawdę uuch, wybaczam Ci wszystko, kochanie ahh. - Słowa te zadźwięczały w uszach Broma, który stanął jak głupi nie wiedząc co robić. Bez wątpienia głos należał do Marci!
- Tylko przymknij się bo nas wszyscy sąsiedzi usłyszą. - To był z pewnością Nemt.
- Uhh, to tez Ci wybaczam.
Tym co otrzeźwiło umysł Broma był dźwięk tłuczonego szkła.
- I coś ty zrobiła, to była moja ulubiona lam... - Zabrzmiał męski głos.
- Oj zamknij się. - Uciszyła go Marcia, a krasnolud wiedział, ze ta kobieta potrafi być stanowcza. Wprawdzie Nemt żył pod pantoflem ale to była jedyna osoba z którą mógł szczerze porozmawiać i zwierzyć się ze swoich problemów.
- A może by tak zajść na tyły domu.. - Pomyślał Brom. - Ty stary zboczeńcu, przecież to twój przyjaciel a nie jakieś Porno Live. - Skarcił się. Zrezygnowany faktem że nie znajdzie noclegu u przyjaciela starał się pogodzić z myślą, iż ową noc spędzić będzie musiał u Doci.
Dochodząc do głównego placu w mieście Brom zastanawiał się która może być godzina. W prawdzie pora nie miała teraz dla niego żadnego znaczenia, ale starał się skupić myśli na czymkolwiek innym niż wieczorna kłótnia. Zawieszone na niebie półkole księżyca oświetlało białą poświatą kamienice która otaczała rynek miasta. Już tylko w nielicznych oknach dostrzec było można palące się światło. Miasto spało, ale jak zawsze o tej godzinie w pewnym miejscu zabawa dopiero się zaczynała, a Brom dobrze wiedział co to za miejsce. Już z daleka rzucała się w oczy wielka tablica zawieszona nad wejściem, na której podświetlone czerwonymi neonami widniały słowa "Mroczny Bar Doci. Wejdź i skosztuj." Zbliżając się powoli do wejścia krasnolud słyszał coraz głośniej muzykę i rozbawione głosy klientów, o ile można było ich tak nazwać. Tak naprawdę była to śmietanka towarzyska najgorszej hołoty w mieście, która przekraczając próg tego baru obierała sobie tylko jeden cel: nachlać się do nieprzytomności. Krótko mówiąc zwykłe świnie. Brom nie zaprzeczał że sam od czasu do czasu odwiedzał owe miejsce żeby oderwać się od szarej rzeczywistości i zapomnieć o kłopotach codziennego życia, lecz już nie tak często jak kiedyś. Po ślubie wszystko wyglądało inaczej.
- Jak to wszystko się pozmieniało. - Westchnął cicho pod nosem.
- Stać! - Wychrypiał nieznajomy głos.
- Gdzie, co? - Zaskoczony krasnolud zaczął rozglądać się wokół siebie szukając źródła głosu, stał już praktycznie przed samymi drzwiami do knajpy.
- Jajco! Tu na dole, debilu. - Odpowiedział ten sam głos. - Nadepnąłeś mi na płaszcz, pajacu.
I faktycznie, gdy Brom skierował swój wzrok w dół aż się wzdrygnął. Leżała tam oparta o ścianę budynku jakaś postać. Przez ta krótką chwile Brom zdołał dostrzec ze był to facet w średnim wieku, większość jego twarzy pokrywała brązowa broda w straszliwym nieładzie. Krasnolud zastanawiał się czy oprócz zielonego płaszcza, którego dni świetności musiały minąć wieki temu, nieznajomy ubrany jest w coś jeszcze. „Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć” pomyślał
- No i co się tam gapisz, noga! - Zawarczał.
- Ach tak, ja prze.. - Zaczął Brom, lecz staruszek od razu mu się wtrącił.
- Oj daruj sobie i zamknij się, ludzie chcą spać. - Wycedził po czym jego głowa opadła bezwładnie na pierś, lecz mimo tego ręka dalej kurczowo ściskała butelkę taniego trunku.
Zbity z tropu Brom stwierdził, że nie ma co się dalej produkować, pchnął ręką drzwi i wszedł do środka. Mimo, iż był już do tego przyzwyczajony, silna won mocnego trunku uderzyła go prosto w nos. Krzywiąc się trochę zrobił kolejny krok. I choć ludzie w tej karczmie byli dla siebie mniej przyjaźni niż rzeźnik dla świni, to jednak owe miejsce miało swój unikalny klimat. Osoba która przekroczyła drzwi knajpy, pomimo półmroku, który zawsze tam panował, dostrzec mogła obszerna sale, z dokładnie zagospodarowanym miejscem. Przy lewej ścianie wiły się drewniane schody, prowadzące na piętro. Sufit obwieszony był czerwonymi lampionami, zawieszonymi na rożnych wysokościach. Dawało to efekt, który sprawiał ze bar skąpany był w czerwonej poświacie. Całą sale zajmowały drewniane stoły i ławy. O tej godzinie tylko nieliczne miejsca były wolne, tak jak i tylko nieliczni goście byli jeszcze trzeźwi. Reszta miejsca zajmowana była przez hołotę, która sączyła trunki z kufli i co chwile wybuchała śmiechem. Co jakiś czas przez ogólny gwar biesiadników przeciskał się dźwięk chrapania i pogwizdywania, gdyż już co niektórzy odlecieli do krainy beztroski, nie świadom tego że za kilka godzin kac brutalnie ściągnie ich na ziemie. Głównym elementem pomieszczenia była długa, błyszcząca się lada. Cala zastawiona była różnorakimi szklankami, kieliszkami oraz różnego koloru fiolkami. Za nią natomiast widniały półki wypełnione słynnym napojem Doci.
- No właśnie, gdzie jest Docia? - Zastanowił się Brom, gdy nie ujrzał jej przy barze, gdzie zwykle stała.
Podszedł trochę bliżej aby zajrzeć za ladę, gdyż już kilka razy zdarzyło się że leżała tam nieprzytomna, choć Docia zawsze twierdziła że z klientami nie pije. Jednak, gdy stanął na palcach i wychylił się nie dostrzegł jej, co zainteresowało go jeszcze bardziej. Kraś pomyślał wtedy o zapleczu, do którego Docia lubiła często zaglądać, lecz nigdy sama… Gdy udało mu się obejść ladę, ruszył w kierunku drzwi prowadzących na zaplecze. Brom zdołał dostrzec że były one uchylone, a zgłębi dobiegał cichy chichot. Już chciał dyskretnie zajrzeć do środka, lecz zdołał zobaczyć tylko masywne, zielone łapsko, które z trzaskiem zatrzasnęło mu drzwi przed nosem.
- Ona znowu zamówiła orka do towarzystwa. - Brom wywrócił oczami. - Ciekawe który to już dzisiaj - zachichotał.
Krasnolud wzruszył ramionami i stwierdził że skoro Docia jest już tak bardzo zajęta, to nie będzie jej dodatkowo przeszkadzał. Dojrzał w rogu sali wolny stolik i postanowił udać wprost do niego. Po drodze zabrał ze sobą z lady trzy butelki mocnego trunku, modląc się w duchu, żeby nie zapomniał za nie później zapłacić, gdyż Docia mogłaby potem zażądać zapłaty w naturze. Gdy był już na miejscu usadowił się wygodnie na krześle po czym otworzył butelkę trunku, pociągnął łyk i oparł się łokciem o blat. Rozkoszując się samotnością już chciał osunąć się w burze myśli, gdy poczuł na policzku muśnięcie świeżego powietrza, z niedowierzaniem odwrócił głowę w kierunku drzwi.
Do karczmy weszła Psota. Wolno stawiała krok za krokiem nie zwracając uwagi na pozostałe osoby. Rozmyślała nad tym, który mocny trunek wybrać. Była zmęczona i bez humoru co ostatnio zdarzało się jej coraz częściej. Po tym jak Brom opuścił z hukiem ich mieszkanie, nie mogła znaleźć sobie miejsca, aż w końcu zdecydowała się wybrać do Doci. Nie była pewna czy dokonała właściwego wyboru, lecz w owej chwili nie miało to dla niej większego znaczenia.
- Docia! Wyłaź z tego zaplecza i tak wiem ze tam jesteś! - Warknęła Psota, gdy stanęła tuz przy ladzie.
Po chwili kiedy nie dostała żadnej odpowiedzi dodała.
- Chce się upić! - Co jak założyła Psota zadziałało.
- A no chyba ze tak! - Dobiegł głos zza ściany.
Nagle drzwi do zaplecza uchyliły się i pojawiła się w nich roztrzepana głowa Doci.
- Ekm... Daj mi chwilkę jak możesz, muszę odsapnąć i trochę się ogarnąć, zaraz będę. No nie patrz tak na mnie, to dopiero pierwszy w tym miesiącu, zresztą ja mam swoje potrzeby!
- No ja się nie dziwie, zdziwiłabym się gdyby dzisiaj nie był pierwszy dzień miesiąca. Dobra, pospiesz się jak możesz.
W czasie kiedy Docia doprowadzała się do porządku, Psota usadowiła się wygodnie na wysokim stołku przed ladą, po czym zgarnęła z niej butelkę trunku.
- No jestem już wariatko, co jest? - Zapytała zaintrygowana Docia, poprawiając biust w tym samym czasie. - Chcesz się narąbać szybko i mocno czy może powoli i ostro, hm? - Kontynuowała schylając się żeby zobaczyć swój specjalny, alkoholowy arsenał umieszczony pod blatem.
- Nie, czekaj. W sumie to wystarczy mi to co mam, bo...
- Co Ty gadasz, przecież to słabe jest kobiet! Mam tu coś lepszego nape... - Przerwała jej Docia.
- Właściwie to ja chce pogadać! - Wtrąciła szybko Psota.
- Ale mówiłaś, że chcesz się napruć. - Powiedziała zawiedziona Docia. - Mogłaś powiedzieć od razu…
- Tak jasne, takim sposobem to ja bym Cię na pewno od tego zielonego ogiera nie oderwała. -Uśmiechnęła się pierwszy raz tego wieczoru.
- Skoro tak mówisz. - Zachichotała barmanka. - No to opowiadaj.
- Eh... Znowu z Bromem, posprzeczaliśmy się... - Zaczęła Psota.
- No tak! Tak jak myślałam on Cię po prostu zaspokoić nie może, ot co.
- Czy Ty zawsze musisz przerywać? Już mogę mówić? No, to tym razem to chyba moja wina, jakoś wszystko ostatnio mnie denerwuje. Może to brak pracy tak na mnie działa. Od kąt skończyłam z Sam-Wiesz-Kto Company, ciągle siedzę w domu i robię za sprzątaczkę...
- Przerąbane. - Wcisnęła się Docia.
- Dzięki, i tym razem to w sumie ja na niego zaczęłam wrzeszczeć...
- Auła! Mój tyłek, fack! - Wykrzyknął ktoś z drugiego końca sali, co spowodowało, że wszyscy trzeźwi zwrócili się w tym kierunku, czyli tylko Psota z Docią.
Osobnikiem, który się odezwał był Brom. Śledził on wzrokiem Psotę od początku, kiedy weszła do karczmy. Gdy zaczęła rozmawiać z Docią usilnie starał się przysłuchiwać ich rozmowie. W pewnym momencie był już tak skupiony na tym, aby nie uronić ani jednego słowa z owej konwersacji, ze nie zauważył jak powoli odchyla się w tył, aby po chwili grzmotnąć pośladkami o posadzkę. Siedział teraz z głupią miną patrząc na Psotę.
- No cóż… To ja was zostawiam samych, w sensie ze reszta i tak śpi. Jakby co wołaj, jestem na zapleczu... - Docia obróciła się na pięcie skierowała w stronę drzwi.
- A mówiłam! To zawsze jego wina jest! - Zaczęła wykrzykiwać Psotka. - Nawet teraz, nawet kiedy mamy ten cholerny kryzys, Ty jakby nic siedzisz sobie w karczmie i piwo sączysz!
- A twoja butelka w ręce, którą teraz tak wymachujesz to niby od mleka jest? - Odparował jej Brom.
- Oj przestań, mówimy teraz o Tobie!
- Jasne! Ty nawet nie zwracasz uwagi na to co się dzieje wokół mnie!
- Że co? - Zdziwiła się Psota.
- Leśniczy Jan chciał mnie dotknąć!
- Zdradzasz mnie z Janem?! Osz Ty!
- Co Ty za głupoty gadasz! - Warknął Brom, lecz po chwili był już spokojny. - Pomimo tych wszystkich przeszkód na naszej, wspólnej drodze życia: Jan Zboczeniec, twoja niewidoma matka, musimy, rozumiesz musimy dać sobie rade!
- Że jak, ile już wypiłeś?! A jednak! Mama miała racje, żeś mnie otumanił, wykorzystał, a teraz mi takie rzeczy prawisz łotrze!
- Nie krzycz bo nie robisz na nikim wrażenia moja droga. - Przystopował Psotę Brom, niestety nie na długo.
- Aaah!... Muszę komuś w pysk strzelić! No bo nie wytrzymam! - Syknęła.
- To grzmotnij tego obok, tak tego goblina, mu to różnicy nie zrobi w tym stanie. - Poradził jej Brom.
- Uff, od razu lepiej, dzięki. Dobra wracajmy do tematu. - Zrobiła małą przerwę, po czym podjęła rozmowę ponownie. - To nie ma sensu, w ramach rozwodu oddaje Ci brylant z pierścionka!
- O w mordę jeża! Aż tak wielki Ci kupiłem? Ileż to ja wypić musiałem wtedy!? - Zakpił kraś.
- Phi! To była jedyna duża rzecz, którą mogłeś mi zaoferować w tym związku!
- Wzruszające! Jak w ogóle możesz wspominać o Janie, z iloma to w pracy flirtowałaś, co!? - Zaatakował ją Brom.
- Niepotrzebnie pytasz, noc jest za krótka żebym zliczyła, kochanie! A co Cię do cholerny z tym Janem łączy, hm?
- Zwykle, niewinne igraszki, ot co.
- Taa... To chyba po tych igraszkach takie wzdęcia miałeś! I wszystko na moja kuchnie zwalałeś, świnio Ty!
- Przecież my kuchni nie mamy wariatko! Gotujesz na podgrzanych kamieniach, a jedzenie w ziemi chowasz. I jak myślisz czemu mam te wzdęcia? Po tym piasku co z żarciem jem!
- No i widzisz do czego doprowadziłeś! Wole jedzenie w ziemi zakopać niż Ci dać! - Wykrzyknęła oskarżycielskim tonem.
- Bo, aż tak na mnie oszczędzasz!
- A weź mi tu oczy nie zamydlaj, człowieku ocieplenie klimatu jest odkąd spotykasz się z Janem!
- No i przesadziłaś teraz, dzwonie do matki! - Wykrzyczał triumfalnie Brom. - A wiesz jaka ona jest, ma dłuższą brodę ode mnie!
- No to proszę bardzo, dzwon. - Nie przejęła się Psota. - Ona mnie zrozumie, bo ten Jan to impotent jest, sama wielokrotnie z nim próbowała, ale on nic. A tu proszę!..
- Bo nie potrafiliście trafić w jego gusta!
- W dupę znaczy się?
- Tu nie chodzi oto! Jan tyle czasu dawał wam znaki, ale nikt nie potrafił go wysłuchać!
- Bo on jest niemową przecież...
- Omijając już ten fakt, to was nie usprawiedliwia. - Warknął Brom. - W ogóle o co Ci chodzi kobieto!? My z Janem tylko razem winogrona wyciskamy, taka wspólna pasja!
- Ach tak! - Wzburzyła się Psota. - To mnie nawet nie przytulisz, a z nim sobie wyciskasz! I pewnie przetraciłeś na to pieniądze przeznaczone na mieszkanie, co!?
- Ja!? - Brom ze wściekłości chwycił butelkę ze stołu i cisnął ja o ziemie.
- Odkupisz mi to kurwa! - Zagrzmiał głos Doci z zaplecza.
- Em, sorry poniosło mnie trochę. Na czym to ja skończyłem? - Zamyślił się.
- Na wielkim oburzeniu się na mnie. - Podpowiedziała mu Psota.
- A no faktycznie, dzięki. Jeszcze sobie tylko łyknę, bo mi strasznie w gardle zaschło.
- Spoko, poczekam.
- Dobra... - Brom wziął głęboki oddech. - O nie! To Ty nałogowo siedzisz w kasynie do samego rana! A potem marudzisz, że pieniędzy nie ma! Zwłaszcza że mieliśmy kupić sobie nową świnie na chatę, ale nie! Ty musiałaś grać!
- Po co kupować jak już mam! Wyszłam za nią!
- O Ty krowo! - Wrzasnął Brom.
- Osz Ty świnio! - Odkrzyknęła mu Psota.
Właśnie w tym momencie, kiedy to przez następne kilka minut z ust Broma i Psoty wydobywały się same niecenzuralne słowa, w karczmie przy jednym stoliku siedziały dwie starsze panie. Przysłuchiwały się tak całej sytuacji, aż w końcu jedna oznajmiła.
- Oj droga pani, ta młodzież to teraz taka, tak inna...
- Za dużo ćpają i tyle. - Odpowiedziała jej druga. - A wiesz, już od kilku dni majtki mnie parzą.
- A no co zrobisz, na ulicy nie jest już bezpiecznie, ludzie golą krocze proszę pani!
Ale wróćmy jednak do naszych bohaterów...
- A więc tak! I wiesz co, separacja! - Wykrzyknęła.
- Tak?! To ja, ja, em, wracam do mamusi!



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brom dnia Czw 12:17, 16 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
Nie 0:03, 07 Kwi 2013 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.magnaci.fora.pl Strona Główna » Regulamin Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin